niedziela, 24 lutego 2008

Kobiety nie są równe mężczynom. Są od nich o wiele więcej warte.

- stwierdził eurodeputowany i dendrolog Maciej Giertych w opublikowanej i dostarczonej do skrzynek pocztowych kolegów i koleżanek europarlamentarzystów broszurze na temat równości płci (nawet nie chcę przytaczać tytułu, żeby za bardzo nie zapadał w pamięć).

No to kilka złotych myśli z eurodeputowanego. W zasadzie można by wyciąć i wkleić całość, bo to jedna wielka złota myśl. Skrócony wybór zajął mi 5 stron (oryginał liczy 26). W telegraficznym skrócie: w swojej publikacji profesor dendrolog wyjaśnia, w jaki sposób emancypacja i feminizm ("jak śmiał się Chesterton, emancypantki miały hasło 'nie będą nam mężczyźni dyktować', a potem w większości stały się stenotypistkami") oraz promowane przez te nurty: zwalczanie płodności, demaskulinizacja, homoseksualizm, aborcja, niewierność i rozwody kreują problemy ginekologiczne (nie ulega żadnej wątpliwości, że jedną z głównych przyczyn raka piersi są aborcje) i ucieczkę od kobiecości (poprzez cesarskie cięcie na życzenie, ze strachu lub dla wygody kobiety). Zjawiska te prowadzą do utraty naszej tożsamości (polskiej? europejskiej?) i zmian kulturowych w następnym pokoleniu, nie wspominając już o katastrofie demograficznej. Za przykład prof. Giertych stawia nam rodziny imigranckie, w których ojcowie pracują, zaś matki są w domu. "Normalnie, w całym świecie żywym, u roślin i zwierząt, rozpoczynanie życia płciowego i rozmnażanie idą w parze. Nie potrzeba wiedzy o konstrukcji rakiet czy filozofii Arystotelesa by to pojąć. Ale to jest postulat nie do przyjęcia dla feministek. Obserwujemy jak w środowiskach muzułmańskich czy cygańskich ta naturalna prawidłowość zapewnia przyszłość demograficzną i trwałość rodziny, podczas gdy starzejące się, bezdzietne feministki narzekają na wszystko dookoła tylko swojej winy nie widzą".

Całość kończy się wnioskami na przyszłość oraz przestrogą dla feministek (czyli osób zawodowo czynnych, które później (lub wcale) zdecydowały się na urodzenie dzieci):

  • "Kobiety winno się oceniać bardziej na bazie ich życia rodzinnego, niż na podstawie osiągnięć zawodowych. Kobiety, których rodziny się rozpadły, winny być przedstawiane jako przegrane, bo są przegranymi".
  • "Kobiety, które miały dużo dzieci w sposób naturalny przechodzą od pielęgnowania dzieci do pielęgnowania wnuków. Stają się prawdziwymi, bardzo potrzebnymi i kochanymi babciami. Te zawodowo czynne, zwykle mają mało wnuków, a gdy je mają, to brak im dla nich czasu. Muszą pracować do emerytury. Uważają, że własna emerytura to jedyne zabezpieczenie na starość. Zwykle wreszcie zauważają, że posiadanie licznego potomstwa byłoby o wiele lepszym zabezpieczeniem, ale zauważają to za późno, gdy już na rodzenie nie pozwala biologia, a kontakt psychiczny z dziećmi czy wnukami nie istnieje. Pozostaje dom starców, i to na poziomie wypracowanej emerytury, która w wyniku inflacji i przemian w strukturze demograficznej społeczeństw może się okazać o wiele mniej warta niż się pierwotnie wydawało. W domu starców płeć już nie odgrywa żadnej roli. Żadne dorównywanie mężczyznom nie przynosi jakiejkolwiek satysfakcji. Zresztą, kobiety na ogół żyją dłużej, więc w domu starców pozostają zwykle w damskim towarzystwie i tylko z wytęsknieniem czekają, czy ich ktoś nie odwiedzi. Ale potomstwa nie ma lub brak z nim uczuciowego kontaktu, koledzy z pracy nie żyją lub są podobnie uwięzieni w domach starców, a byli podwładni rzadko je na tyle mile wspominają, by chcieć się pofatygować i je odwiedzić. Wtedy feminizm im mija, ale tej późno zdobytej mądrości nie ma już komu przekazać".
Nie mam nawet siły tego komentować.


Brak komentarzy: